V KOLEJKA- JEDEN ZESPÓŁ DWA OBLICZA. SZALONY REMIS Z VICTORIĄ
Kolejny mecz i kolejny horror, jeżeli chodzi o emocje to Raptus bez wątpienia jest ich gwarancją, wydawało się, że z Victorią będzie spokojniej, każdy odetchnie i odbędzie się bez niespodzianki. Podbudowana remisem w poprzedniej kolejce z faworyzowanym Beskidem Bożnów drużyna z Siecieborzyc nie przyjechała jednak do Dzikowic na wycieczkę, o czym Raptusowcy dość szybko i boleśnie się przekonali.
Sam mecz nie był spektakularnym widowiskiem taktycznym, oba zespoły ruszyły na siebie z totalnym impetem, tu nie było oszczędzania. Od początku widać było, że w tym chaosie lepiej czują się piłkarze Victorii, dużo lepiej rozpoczęli spotkanie i w pierwszym kwadransie ku zdziwieniu wszystkich kibiców całkowicie odcięli gospodarzy od gry. Pierwszą groźną okazję drużyna przyjezdna miała już w 5 minucie, kiedy to po nieporozumieniu obrońców strzał z 10 metra oddał zawodnik gości. Piłka jednak nieznacznie minęła lewy słupek bramkarza Raptusa. Po drugim takim błędzie szczęście już nie było tak przychylne, po niefortunnym wybiciu jednego z defensorów piłka padła łupem niepilnowanego napastnika gości, który z najbliżej odległości niespodziewanie dał prowadzenie przyjezdnym. Minuty mijały a tempo gry nie spadało, dużo prostopadłych podań i pojedynków biegowych, niestety w 24 minucie jedną z takich właśnie akcji wykorzystali znów goście, bezpańska piłka w środku pola przeszła zbyt łatwo przez centralną część defensywy, dopadł do niej wybiegający napastnik gospodarzy, z łatwością minął bramkarza Raptusa i po raz kolejny umieścił piłkę w siatce. Raptus swoich szans szukał głównie w stałych fragmentach gry, dosyć często faulujący blisko 16 metra goście dawali na to szanse, jednak w pierwszej połowie nie wychodziło nic. Żaden z 4 rzutów wolnych nie poleciał nawet w światło bramki. Najlepszą sytuację Raptus stworzył sobie pod koniec pierwszej części gry, dobrą okazję miał Patryk Urbaniak jednak jego strzał minął minimalnie bramkę. Do przerwy wynik 0:2 a sam styl nie wróżył nic dobrego w drugiej części gry.
W przerwie w obozie Raptusa padło najwyraźniej klika mocnych słów, bo na boisku zobaczyliśmy zupełnie inną drużynę. Dużo lepiej funkcjonująca środkowa strefa boiska z Erykiem Szczapem na czele dała trochę oddechu defensywie. Z każdą minutą więcej do powiedzenia mieli również napastnicy gospodarzy. Nie oznacza to jednak, że Victoria została zepchnięta do defensywy, dalej stwarzali sobie okazje jednak przeważnie kończyły się ona na głowie lub nodze Patryka Szczapa i pozostałych obrońców. Mecz był bardziej wyrównany niż w pierwszej części spotkania, a w 61 minucie nadzieję na ugranie czegokolwiek dał Kacper Żuberek, który silnym strzałem z bliskiej odległości dał Dzikowiczanom kontakt z rywalem. Od tego momentu w szeregi solidnie prezentujących się gości wkradł się moment załamania. Do tej pory dobrze funkcjonujący system z wykorzystaniem szybkości ofensywnych zawodników przestał stwarzać już tak potężne zagrożenie jak w pierwszej części gry. W 70 minucie dobry strzał z dystansu oddał Antczak, swoich sił próbowali także Cyprian Żuberek czy Patryk Urbaniak. Skutku w postaci upragnionego gola widać jednak nie było. W 82 minucie bardzo brutalnie we własnym polu karnym potraktowany został Mateusz Maciaszek. Sytuacja okazała się na tyle groźna, że miejsce między słupkami musiał zając Kuźmiak, który przez 8 minut nie mógł się nudzić. Obronił dwa groźne strzały i niejako zachował szansę Raptusa na zdobycie punktów w tym meczu. Ostatnie 5 minut spotkania to istne bombardowanie bramki drużyny Victorii. W 93 minucie po podaniu Karola Grubizny znakomicie w pole karne wbiegł Kacper Żuberek, minął dwóch obrońców i ponownie z okolicy 5 metra umieścił piłkę w siatce. Tuż przed ostatecznym gwizdkiem arbitra to spotkanie mogło skończyć się niesamowicie, jednak strzał z 20 metra Eryka Szczapa w ostatniej chwili na rzut rożny sparował bramkarz Victorii. Sędzia stałego fragmentu wykonać wykonać już nie pozwolił i końcowy wynik meczu to 2:2.
Derby z Victorią Siecieborzyce bez wątpienia były niesamowitą gratką dla kibiców, Raptus z pierwszej połowy a Raptus z drugiej połowy to ostatnimi czasy dwa zupełnie inne zespoły. Ciężko powiedzieć co jest przyczyną tego, że z dużym opóźnieniem potrafimy nawiązać walkę z przeciwnikiem. Ciężko jest również rzec czy z tego remisu należy się cieszyć. Gdyby patrzeć tylko na drugą połowę to stanowczo nie, jednak biorąc pod uwagę całokształt Victorii ten punkt na pewno się należał. Wynik jak najbardziej sprawiedliwy. Niedosyt jest spory, zwłaszcza dlatego, że Raptusowi zaczyna uciekać czołówka tabeli. Wiadomo oczywiście, że w w tej lidze wszystko może się jeszcze wydarzyć, jednak Raptus musi zacząć grać w piłkę od początku meczu. Już za tydzień trudny wyjazd do Bożnowa i tam również 3 punktów nikt do Dzikowic za darmo nie przywiezie.
Komentarze